Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
166
2 SIERPNIA.

chy wierzb i topoli wyglądały. Woda szumiała i pędziła; trochę na lewo głębina, trochę wprawo głębina, a jedna tylko droga, którą jako tako przejechać można. Nasi Bulgarowie z tykami w ręku, szli przodem sądując i wiodąc za sobą, my siedzieliśmy w powozie, nie bez pewnego wzruszenia poglądając, jak w miarę coraz dalszéj drogi, kocz prawie spływać poczynał. W ostatku na najglebszém miejscu spotykamy pocztową powózkę; i ona i my nieco w bok uchylić się sobie musieliśmy. Woda poczęła się wciskać do powozu. Ale to trwało tylko chwilę, i coraz płytszym brodem, dostaliśmy się do brzegu ku kolonji parkanem. Tu potrzeba było osuszyć się, wylać wodę i dać biédnym koniskom wytchnąć trochę.
Téj chwili użyłem na rysowanie ślicznego widokn Benderu od strony parkanów, którego forteca bielała mi malowniczo nad zielone wznosząc się pławnie.
Parkany, kolonja bulgarska, położona w komarowéj Bałce, odznacza się tylko tém, że tu drzewo morwowe i jedwabniki podobno są najstarsze, bo jeszcze tureckich się-