Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
116
1 SIERPNIA.

wiańskich, z djalektów Kaukazu, wywieść się dają najłatwiej.
Dziwny jest widok tego stepu, którego jedynemi pomniki i ozdobą, jedyną drogi skazówką, są te nieme Kurhany; tatarskich koczowisk świadki, dziś nowego kraju zaludnienia i uprawy. — Prawdziwy to już step; bo nic, krom gładkiéj przestrzeni, po któréj czarny szlak się snuje, wyschłéj trawy, mogił i nieba nad sobą, nie ujrzysz. — Górą unosi się rzadkie ptastwo, świerszcze, polne koniki. Droga gdy sucha, wyśmienita, a usiadłszy raz, wygodnie można spać wszystkim, nie wyjmując woźnicy, który podpedza tylko konie, a kierować niémi, całkiem niéma potrzeby; drzemie też zwykle nieczynny.
Rzadko spotykaliśmy na drodze ludzi, wiozących do Białogrodu drzewo z leśnej Bessarabji, wełnę, sól, skóry i t. d. — Zmierzchało już i księżyc po za nami, na pogodne wschodził niebo. Step tak oświecony, dziwnie się wydawał, oko biegało po nimi nie spokojne, nie mając się na czém zatrzymać.