Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
280
11. LIPCA

wodu że każdy tu jeszcze gość, a już jak u siebie, powstaje szczególna jakaś mięszanina. Każdy ma swoje obyczaje, ubiéra się jak chce, mówi swoim językiem, żyje po swojemu, a nikogo to zupełnie nie zadziwia — Swoboda całkowita, wymagań żadnych, stosować się do nikogo nie potrzeba. Gdzie indziéj przybywając do kraju, przyjąć choć w części musisz jego obyczaje, strój, język, tu nic cię do tego nie zmusza.
W Kościele, traf najnieszczęśliwszy umieścił nas obok przy młodym chłopaku cierpiącym straszliwe konwulsje. Wrażenie jakie na mnie attak nagły choroby uczynił, długo mi się boleśnie czuć dawało. Nie znam przykrzejszego widoku, a wspomnienie jego jeszcze mnie przeraża.
Wieczorem statek parowy, Odessa (fabryki angielskiéj) ciągnąc za sobą ogromny czarny obłok dymu, odpłynął z szumem skrzydeł, wyorawszy na morzu jasną falistą brozdę, długo się lsnącą na ciemnéj przestrzeni — do Konstantynopola. Licznie zebrany na bulwarze lud, zalegając placyk przy Bursie; przypatrywał się temu cotygodnio-