Przejdź do zawartości

Strona:J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Łaska pańska zbyt wielka; zdrowi.
– Co to za łebski syn jego! A córeczki? grają, grają?
— Uczą się – Ślicznie wychowujesz dzieci – bo to fundament wychowanie, (poziewa) – A urodzaje tego roku?
— Nie szczególne – Słyszałem – O! u mnie wymokło w wielkiéj części – Proszę!! milczenie – Powszechnie też teraz uskarżono się na — suszę – Suszę! JW. Pan żartuje? Albo co? U mnie wymokło! – A przepraszam.
– Siadajże przy mnie. Nalać ci wina francuzkiego czy węgierskiego? he?
— Co łaska.
– Bez ceremonij. Po obiedzie naprowadza JW. Pan rozmowę na ciężkie czasy.
„A gdym wspomniał o tém –“
Żąda tysiąc lub dwa tysiące rubli.
Szlachcic utraktowany, posadzony na piérwszém miejscu u stołu, grzecznościami naszpikowany, nie umie odmówić – pożycza – w procencie zjada jeszcze jeden obiad. W następnym roku drzwi dla niego zamknięte.
Ale czas na salę kontraktową. Muzyka gra, sklepy połyskują, z cukierni i traktjeru