Przejdź do zawartości

Strona:J. I. Kraszewski - Obrazy z życia i podróży T.I.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

berskim, i t. p. Dobijają się o lepsze, targują, przymocowują półki, ustawiają stoły – słychać stuk młotów, brzęk naczyń plakowanych i srebrnych wydobywanych z pak, któremi całe sale zastawione, schody ich pełne. Tam Żydek krzemieniecki w stroju wykwintnym kręci się rozwieszając warszawskie wyroby, cenione na wagę złota, dalej optyk Sztein układa okulary i kamer-obskury, indziej sam Dobrzyjałowski rozdziela cukiernię na dwoje, rozpina stoły, aby wszyscy do jego pożądanych cukierków dostąpić mogli. W miasteczku tenże ruch, zamęt, krzyki – niektórzy poprzysyłali swoich totumfackich dla najęcia stancij na kontrakty, inni najmują cale domy na ciąg zapust, które tu przepędzić myślą. Żydzi już zwąchali o co chodzi i oto rozbijają się i pchają, wrzeszczą, szarpią nieszczęśliwych, usiłując ich każdy ku sobie pociągnąć. Często bardzo straż środkami dobitnemi rospędzać musi zbyt liczne i hałaśliwe zgromadzenia żydowskich faktorów upędzających się za przybywającemi, jak myśliwy za źwierzyną.
Otoż i piérwsze dni kontraktowe.