Strona:J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
57

otaczać się brzydkiémi, aby się wydać piękną, na co słońcu ciemności, aby było jasne?
Fantazja więc jaką jest i przy największych swych wdziękach, ma już, że tak powiém, grzéch piérworodny słabości na sobie. Stroi się, aby wydać piękniejszą, czyni się zalotnicą, wié o sobie, że się podobać może, i nie patrzy, jaką być ma, ale jaką się okazać żąda. Głębokie natchnienie wyléwa się strumieniem gwałtownym, niepatrząc gdzie i dokąd płynie, co nań powiedzą ludzie; wyrachowane, cedzone słowa, dowodzą braku natchnienia prawdziwego.
A ono jest dwojakie. To, które samo do człowieka przychodzi, nie wyzwane, nie wyproszone, nie wydobyte z piérsi rozkrojonych nożem — natchnienie rodzime, prawdziwe, czyste. I natchnienie, do którego się zmusza, które się w sobie wyrabia, którego się szuka, za którém się chodzi.
Jak tylko natchnienie niéma charakteru wielkiego, jednego, całego, jest najczęściéj wymuszone, wymożone na sobie, sztuczne. Takiém się nam zdaje to, którego sprawą rodzą się owe twory mięszane, nazwane przez nas generycznym mianem fantazij. Niéma reguły bez wyjątku, są excepcjonalne organizacye, dziwne,