Przejdź do zawartości

Strona:J. I. Kraszewski - Gawędy o literaturze i sztuce.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tnie ofiarą wówczas, gdy obok niego inne, spokojne, ciche, ustronne, postawić zależało od woli. Cóż parło i zmuszało, żeby się rzucić tą drogą, od której odstręczali wszyscy?...
Nie próżność pewnie i chętka stania się głośnym, bo iląż upokorzeniami okupić było potrzeba jedno ciekawe nieżyczliwe wejrzenie, jedną szydersko-łaskawą wzmiankę? A co kłopotów na tej drodze, a ile na niej postrachu i boleści.
Wy, coście jak ja tego chleba pracy skosztowali w pocie czoła i w pocie serca, powiedźcie mi i wytłumaczcie, co was do obrania niewdzięcznego zawodu skłoniło, co wam szeptało w kolebce o koniecznem męczeństwie i koniecznem przeznaczeniu, co pchnęło w drogę boju i poświęcania?
Może mi lepiej mnie samego wytłumaczycie, możeście podsłuchali wyraźniej do was od kolebki mówiący głos tajemniczy: tą a nie inną pójdziecie drogą!...
Dumą jest, powiecie mi, wierzyć w posłannictwo swoje. O nie! pokorą panowie! Jakkolwiek maluczkie ono, zatarte, drobne, pozbawia przecie woli i samoistności, jak skoro jest posłannictwem nieodwołanem; myśmy z niem wyrobnicy na niwie wielkiego pana, zmuszeni pańszczyznę odrobić!...