Strona:J. Grabiec - Powstanie Styczniowe 1863—1864.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu się rozanarchizowanym i niedojrzałym zbiorowiskiem szaleńców, które trzeba ugiąć i wychować. Do tych starych motywów przybywał nowy. Margrabia widocznie stawał się zazdrosny o swoje stanowisko i wpływy na W. Księcia, zwłaszcza gdy ujrzał, jak Biali radykalnie zmienili front i gotowi byli pomagać namiestnikowi. Zastraszające zaś widmo spisku, jeszcze okropniejsze dlań przybrało rozmiary, potym, jak w sierpniu Chmieleńszczycy urządzili na niego w krótkim odstępie czasu dwa zamachy. W dniu 7 sierpnia strzelał doń bezskutecznie w przedsionku Komisji Skarbu młody litograf Ryll, a w tydzień później, nazajutrz po wyroku śmierci, wydanym na Jaroszyńskiego, rzucił się na Margrabiego podczas spaceru w Alejach Ujazdowskich — robotnik, Jan Rzońca, ze sztyletem zatrutym.
Były to ostatnie już wystąpienia „chmieleńszczyków“. Organizacja ich, nieliczna zresztą i słaba, została rozbita zupełnie przez areszty. Chmieleński musiał uciec z Warszawy wydany przez Jaroszyńskiego, który, gdy mu pokazano potępienie jego czynu przez Komitet Centralny, wydrukowane w „Ruchu“ i „Czasie“, oburzony na podstęp, jakiego względem niego użyto, wydał całą organizację zamachu. Aresztowano wreszcie i Dąbrowskiego, niwecząc w ten sposób całe rewolucyjne skrzydło obozu czerwonych. O tym jednak nie wiedział Wielopolski, a przypuszczając istnienie potężnych sił skrytobójczych, skierowanych przeciw sobie, stracił zupełnie spokój ducha. Nietylko więc nie dopuścił do ułaskawienia zarówno Jaroszyńskiego, jak Rylla i Rzońcy, ale nawet w sposób niezwykle niesympatyczny wpływał na osądzenie dwóch ostatnich z pogwałceniem wszelkich przepisów procedury. Zniweczyło to odrazu całą sympatję, jaka obudziła się dla Margrabiego po zamachach na niego, a zarazem dało żywiołom rewolucyjnym możność wznowienia agitacji.
Egzekucja Jaroszyńskiego 24 sierpnia, która odbyła się mimo to, że ogólnie spodziewano się ułaskawienia tak niecnie uwiedzionego młodego rzemieślnika-patryoty, zamieniła się w olbrzymią manifestację. Takąż samą manifestacją stało się w dwa dni później stracenie Rylla i Rzońcy.
Sam arcybiskup Feliński nie był w stanie sprzeciwić się istnej powodzi nabożeństw żałobnych „za trzech męczenni-