Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raża, а ta stracona ułuda każe mi szukać innej, wznioślejszej potęgi, wdzięków ducha niepodległego śmierci.
— Nie myśl — zawołała Arminia — lecz serce darzy chwilami, które za wieki starczą. Myśl egoisty sama sobie wystarczy, zimna nie dba o szczęście, dba tylko o martwą prawdę. Miłość ma także swój świat niewidzialny, który się objawia kochającym, ale nie zabija trwogą. Spojrzenie miłości to gwiazdy, albo kwiaty, które zdają się patrzeć na ciebie oczyma ukochanego; jej głos słyszysz w każdym dźwięku przyjemnym. Na każdem miejscu, ze wszystkiego, na czem wzrok nasz spocznie, ze wszystkiego, co ucha naszego doleci, odzywają się jej słowa i spojrzenia. Ona jest zorzą cudowną, która wszystko różowem oblewa światłem. Jej pieczęć wyciśnięta jest na całej naturze. I ty porzuć myśli, a żyj sercem na chwilę; ja nauki nienawidzę, bo jej nie pojmuję, ale ty ocenisz każde drgnienie serca i zrozumiesz je; a zdobędziesz to, za czem tak długo napróżno goniłeś: pokój duszy i szczęście.
Sędziwój, ogrzany zapałem, sam czuł przysporzone bicie swego pulsu. Postać pięknej jego przyjaciółki, otoczona bladem gwiazd światłem, które w jej oczach drgało, jak w swych siostrach na ziemi, wydała mu się nadludzkiej piękności.
Wydało mu się, jakby magnetyczny wpływ,