Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Adela! О, szalona myśli! którą odkupiłem za wagę złota, znudziła mnie we trzy dni! — Ów niegdyś anioł, stał się zwyczajną kobietą! — piękność jej, nawet ubóstwiana niegdyś, zdała mi się wypłowiałym listkiem róży, którego barwy domyślać się trzeba; aby ją z oczu usunąć, darowałem napowrót mężowi, ten przyjął ją, jakby nową małżonkę z nowym posagiem.
Zgoła, skromność, obdarzona pieniędzmi, stawała się chciwością, cnota zbrodnią, nienawiść bezwstydem, a każdy krok mój napiętnowany był jednem bolesnem wspomnieniem zatartej ułudy.
I włóczę się z temi myślami, które jak przekleństwo Kaina, pędzą mnie po świecie. Błąkałem się po całej ziemi, aby uciec od mego tyrana i własnych myśli. Jak Atlas pod ciężarem świata, jęczę pod brzemieniem każdej godziny.
Słowa twoje, mistrzu! które chciałem sobie na pociechę przypomnieć, stawały się szyderstwem dla mego doświadczenia życia.

Bo i gdzież jest ta piękność, ta harmonia świata, o której mi tyle prawiłeś? — Chyba w martwej naturze, bo ja tak długo śród ludzi ich szukałem, a tylko spotykałem nikczeność. Śród ludzi, z których jeden uważa drugiego albo za łotra, albo za głupca, a zaręczając o swojej przyjaźni, chce ukraść zau-