Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, że w tej czarownej postaci nieoceniony skarb się zawiera.
Ze strony ziemskiej grozi jej niebezpieczeństwo. Człowiek, lekarz, szatańska parodya tego świętego powołania, rzucił na nią oko i gotów na wszystko. Przerażony, iż tam muszę szukać rady, gdziebym rozkazywać powinien, zbadałem moją duszę! — Niebaczny, zatrzymując wieczną młodość, chciałem bezkarnie doświadczać rozkoszy ludzkich uczuć i zarazem panować nad niemi! — A z łona niezniszczonej młodości, rozkwitł zatruty kwiat miłości ziemskiej! — I oto sztuka moja zaczyna mnie opuszczać. Czuję, iż rdza cielesna niszczy powoli moją władzę. Sprawdziłem surowe prawo, które nam zabrania widzieć przyszłość istot, dla których doświadczamy ułomności ludzkich chęci — miłości, zazdrości i nienawiści! — Przyszłość jej, równie jak moja, jest mi zakryta. W pośród cieni i potworów, krążących w przestrzni, widzę jak przez mgłę nieszczęścia zgromadzające się nad ich głowami; lecz wszystko dokoła mnie jest ciemne.
I odwieczni potomkowie świata, od waszej potężnej myśli szukam jedynej rady, tam gdzie serce moje zaczyna się mięszać.
Wróg rodu cieszy się dziś ze stanu twojego umysłu! Współbracie! już dalekie te czasy, w których rada nasza prawie codziennie otwierała ci pole niezmierzonej nauki. Przywiązanie do gliny znaczny postęp w twojem