Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co! — zawołały czarne pasy — jakbyśmy wpędzili ich bydło na nasz grunt i zabrali? Niech-by się powróciło za nasze szkody przeszłoroczne, a mało to tam wołów naszych poprzepadało?
Rada nie była długa, nagnana trzoda prawie cała przeszła na grunt Krasnego, a choć tam nic posianego nie było i szkody na paszy zrobić nie mogło, przyskoczyli Kraśniańscy i zapędzili ją wnet do wioski. Żużel w wielkim był kłopocie, gdy to postrzegł, ale nie miał sposobu wykręcenia się, obawiając się pana za powrotem, chłopi też zaraz bydłem rozporządzili i słuchać nie chcieli, żeby go oddać.
W Serebrzyńcach larum okrutne, włościanie pobiegli do dworu ze skargą, trafili jeszcze na zły humor pana Stefana, a ten im na głos powiedział:
— Cierpliwości moje dzieci, cierpliwości, diabli wezmą tego przybłędę... już miarki dosypał, dłużej go nie pożałuję, zobaczycie jakiego mu piwa za bydło nawarzym.
Naturalnie bowiem, choć Hawnula od miesiąca w domu nie było, jemu i nakazom jego przypisał pan Stefan tę grabież.
Tegoż dnia zbliżało się wielkie polowanie w Serebrzyńcach, gości zjechało się hukiem, a gospodarz nie szczędził sąsiada, i dał się z tem słyszeć kilkakrotnie, że Hawnula zdemaskuje... Przy kieliszkach nie jedno cierpkie słówko z ust wyszło, którego się nie obrachowywało...
— Niech no tylko wróci — rzekł wreszcie pan Stefan — damy mu tu bankiet, jakiego jeszcze w życiu nie kosztował i wyświecim go z Krasnego.