Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go dnia wieczorem na kolacji u Bruderkowskiego, wszczęła się rozmowa o mogile na Pogrudziu, a pan Stefan odezwał się do nas: Ba! ba! teraz on mi nie straszny, mam na niego taki oręż, którym go pobiję, bylem usta otworzył. Co wiem to wiem, przyjdzie czas powiedzieć, taić nie myślę, dość mi sadła zalał za skórę... Musisz sobie waszmość wystawić, jakie to na towarzystwie uczyniło wrażenie.
Słuchał Hawnul i gniew zeń już już miał wybuchnąć, ale się poskromił, zrobił nawet minę pokorną i przecedził przez zęby:
— Zobaczymy, zobaczymy... co to tam tak strasznego! Ludzkie języki gorzej żmii kąsają, ale się ich czyste nie obawia sumienie. Co mi zrobić może?
Widać jednak było pomięszanie choć udawał spokój, zakręcił się i po chwili namysłu dodał:
— Dziękuję panu za radę, jeden to dowód życzliwości, jaki mnie tu spotkał... Nie wiem, może mi podróż moją z powodu tych pogróżek wstrzymać przyjdzie.
— A dokądżeś się to pan wybierał?... — spytał Żyrmuński.
— Mam tam trochę interesu koło Wilna — odpowiedział zmieszany i unikając spojrzenia w oczy wymierzonego Hawnul; — potrzeba będzie pojechać! tak! tak! potrzeba!
Żyrmuński widząc, że dalej nic z niego nie wyciągnie, bo szlachcic zdawał się cały w myślach zatopiony, pokłonił się i nie czekając więcej, co prędzej z Krasnego ruszył nazad, kieliszka nawet wódki ani kawałka chleba