Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Śnią się waszmości umarli — śmiejąc się przerwał dziedzic Krasnego. — Kiedy strach to czemu całej sianożęci nie oddasz?
Wilczura umilkł.
— A zatem? — spytał Szumczykiewicz, badający wzrok rzucając wkoło.
— Co ma być niech się stanie! — dodał Hawnul.
— Prosimy sądu o dalsze przeprowadzenie dowodów jako mniemana mogiła jest kopcem granicznym, dorzucił Wiła, z ukosa patrząc na Hawnula.
— Niechże będzie jak sami chcecie! — zawołał Szumczykiewicz.
— Tak! stań się wola wasza, — rzekł Wilczura, — ale zanim się stanie biorę wszystkich przytomnych za świadków, jakom ja nie dał powodu do świętokradzkiego czynu i wszelką przed Bogiem i ludźmi odpowiedzialność zań, zrzucam na kogo spaść powinna.
Hawnul uśmiechnął się tylko, wieśniacy właśnie strwożeni, pozrzucawszy czapki i świty przystępowali z rydlami; a przytomni kołem otoczyli z zaostrzoną ciekawością tajemniczy ów kopiec.
— Sąd na żądanie wielmożnego Samuela Hawnula, dziedzica wsi Krasne, nakazuje rozkopanie kopca, zwanego Czerczą mogiłą, — zawołał Szumczykiewicz.
— Do roboty! — krzyknął Hawnul niecierpliwie, — mospanie Żużel, napędzaj!
W milczeniu, przestrachu i nie bez wstrętu jęli się podpili włościanie rydlów i pierwszą warstwę murawy