— Ale co tu zeznania gromad pomogą — przerwał pan Stefan Wilczura — wprzód spytajcie panowie, czy przeciwna strona kontentować się nimi będzie, jeśli mogiłę powiedzą mogiłą nie kopcem?
Hawnul i jego obrońca coś się z sobą naradzać poczęli, poszeptali i Wiła odezwał się za pryncypała, że w żaden sposób na zeznaniach gawiedzi poprzestać nie mogą.
— Wiadomo panom — rzekł spokojnie — jak tradycje u ludu podlegają zmianom i pamięć rzeczy przeszłych się zaciera, na tym nic budować się nie godzi.
— A zatem — przerwał Kato — chcecie panowie rozkopywać?
— Chcemy nie chcemy, bo któżby chciał temere[1] ludzkie zwłoki poruszać, ale że nam się ta mogiła mogiłą nie widzi, i zmusza nas do tego obrona własności, będziemy musieli.
— Co do mnie — rzekł pan Stefan — z mojej strony oświadczam, że jakkolwiek o świętości sprawy mojej przekonany jestem, dla uniknienia pogwałcenia pokoju grobów, chętnie raz jeszcze ustępuję połowy łąki, byle nie naruszać spoczynku zmarłych.
— Ja nic nie ustąpię — odparł zacięcie pan Hawnul — ani piędzi!
Sędziowie naradzili się między sobą i przywołano gromady.
Na świadectwo wybrani byli umyślnie i w duchu pra-
- ↑ Niebacznie, zuchwale.