Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zastał Hawnula jak zawsze samego jednego w pierwszej izbie, bardziej jeszcze chmurnego niż kiedy, niespokojnym krokiem mierzącego pokój, ze spuszczoną głową i brwią nawisłą.
— Szanowny panie — rzekł prawnik — przybyłem ostatecznie spytać pana co robić mamy, chciałeś pan komisję na gruncie, nie taję, że ona na złe wyjść nam może. Upieramy się za kopiec uważać Czerczą mogiłę...
— Bo to kopiec graniczny!
— Dla czegoż lud mogiłą go zowie?
— Lud głupi sam nie wie co plecie.
— A jeśli się okaże mogiłą? — zawołał Żyrmuński, który był dosyć przesądny — jeśli dla płochej sprawy naruszym spokój nieboszczyka?
— Co waćpan nazywasz płochą sprawą — ofuknął gwałtownie dziedzic Krasnego — kawał ziemi, najpiękniejsza łąka! A! nieboszczyk! — zaśmiał się dziko i błysnął wejrzeniem złowrogim — wyspał się dosyć w mogile, nie zaszkodzi mu gdy się przewietrzy...
Ten niewczesny żarcik słysząc Żyrmuński, poczuł dreszcz chodzący po skórze, pożałował, że się sprawy podjął, i że w nią rękę umoczył.
— Może to panu nie czyni żadnego wrażenia naruszać spoczynek zmarłych, ale daruj mi pan, że nie podzielam w tym zdania jego... Mogiła dla mnie święta! a lekko prochy ludzkie poruszać... a! kto wie co z nami będzie...
— Z nami — odparł szyderczo Hawnul — alboż to waćpana obchodzi co z nim zrobią po śmierci? Mnie, przy-