Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdaje się, nic do szczęścia nie brakowało, bo i dostatek był i zdrowie i żonę miał potulną a wielce ukochaną przez siebie, przecież jakby tam mu kto szczęście kołkiem zabił, nie znać było po nim, żeby go doświadczał.
Kupiwszy Krasne, jak się wyżej powiedziało, rozmaitemi umowami ze spadkobiercami, powypłacawszy niektórym z nich, innych kontentując procentem, przybysz już całkiem się zajął urządzeniem majętności, i rozpoczął życie, które się niczem nie różniło od pospolitego szlacheckiego. Przecież tkwiła w nim jakby tajemnica jakaś, bo pan Hawnul od świata stronił, z bracią szlachtą żyć nie chciał i stosunków unikał, w życiu publicznem żadnego udziału mieć nie żądał, w domu nie przyjmował i sam prawie nie wyjeżdżał, chyba do kościoła w niedzielę, jejmość zaś w wielkie święta tylko i to zakwefiona, że jej twarzy z początku nie widywano. W domu nie było jednak wcale skąpo, owszem dostatnio raczej, sprzęt piękny, grosza dosyć na potrzeby, życie wygodne ale zaparte i smętne. Trafiło się li, że szlachcic do Krasnego zawędrował dla sprawy, interesu lub przypadku czy ciekawości, sam jegomość wychodził i tylko krótko go zbywał, a jejmość zawsze powiadano słabą i nigdy się obcym nie ukazywała.
Uważał pan Paweł, że nowy dziedzic choć pilno koło gospodarki chodził i miał ochotę się krzątać, ale obeznany z nią nie był, tylko ogólnie, jak u nas niemal każdy; owszem bąki strzelał w dyspozycjach takie, że czasem Żużlowi, gdyby nie respekt, rozśmiać by się zachciało;