Przejdź do zawartości

Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oderwać go i za rękę pochwyciwszy, nie bez strachu, zawrócił ku domowi. Sumienie kazało mu się na to odważyć, choć znając siłę i popędliwość pana, obawiał się, by go w miejscu nie ubił.
Ale Hawnul tak był widać znużony, tak nieprzytomny, że gdy go Paweł pochwycił, zatoczył się tylko, krzyknął i upadł twarzą na ziemię bez czucia.
Opodal przechodzili właśnie ludzie z pól wracający, a Żużel widząc, że sam sobie rady nie da, dosiadł konia i choć z wielką biedą i nie bez pomocy kańczuka, zmusił ich, żeby mu pomogli odnieść Hawnula do domu.
Wzięli go jak martwego na ramiona, i tak powoli się mieniając, dodźwigali do Krasnego. Żużel posłał po doktora, a sam nie odstępując chorego, usiadł przy jego łóżku. Życie zatamowane powróciło mu jeszcze, ale umysł zdawał się obłąkany, oczy nie widziały, uszy nie słyszały, usta nie otwarły się jednym wyrazem, jednem westchnieniem. Dano znać pani, która ledwie się zwlókłszy z łóżka, przyszła, siadła przy nim i słowa także nie rzekłszy, rzewnie płakać zaczęła. Żużel, który jej prawie nie znał, bo rzadko i krótko ją widywał, postrzegł jednak łatwo, że we łzach jej więcej było żalu nad sobą samą, niż niepokoju o męża. Zdawała się na tym stanowisku raczej z obowiązku, z konieczności, niż z potrzeby serca.
Chory dyszał, leżał długo nieruchomy i aż po północy powieki mu się skleiły i usnął snem głębokim. Doktora nie było i nie było. Wprawdzie do miasteczka było półtorej mili czy więcej po brodach i korzeniach, ale gdyby go znaleziono, mógł choć z północy przyjechać, a nad