Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podwórzu się rozlegającym, głęboka cisza nastąpiła we dworze, jakby złowroga chwila pokoju, który poprzedza burzę, by ją uczyniła gwałtowniejszą i straszniejszą. Ławka, na której siedział Żużel, tak była umieszczoną od słupa do ściany ganku, że z niej doskonale widać było, co się działo w pierwszej izbie, a że blask dniowy przecinały drzewa stare i szyby przepalone nie łyskały odbiciem jego, oko szlachcica mogło rozeznać nie tylko sprzęty i osoby, ale nawet drobne przedmioty pobliskiego, pustego pokoju, w którym przed chwilą miała miejsce rozmowa.
Wzrok oczekującego bezczynnie błądził bezmyślny po ścianach, po wiszących na nich portretach starych i kołowaciał, wytężony na jedno miejsce z braku zajęcia.
Dość długo izba całkiem była pustą, nagle drzwi się boczne otwarły znowu, zabłysło w nich blade światełko i wszedł Hawnul trzymając coś na ręku. Co to było, zrazu Żużel rozeznać nie umiał, ale bielizna obwijająca ciężar, który niósł przyciśnięty do piersi, uderzyła ekonoma. Hawnul zdawał się być nieprzytomny i cały zajęty tem, co wniósł do izby, oczy jego spoczywały utkwione w tym tajemniczym przedmiocie, który nie bez wahania, powolnie, z ostrożnością złożył na wielkim stole w pośrodku izby.
Dopiero w pieluchach rozsłonionych rozeznał blado—żółtą, jakby woskową twarz maleńkiego dziecięcia, którego ciałko zdala rozeznać było można, że było martwem od dawna. Hawnul jednak nie zdawał się tego postrzegać lub wierzyć temu nie chciał, zbliżył swe usta ku