Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
21
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

nie jak przyjemny, ciepły zapach. Oczy tak się jej świecą, gdy się bawi, a usta tak łatwo szczebiocą, i śmieje się, śmieje, i naokoło siebie rozsiewa śmiech, niepokój i magnetyczue promienie... Piękna jest, ale nie taką ja ją lubię. Czy to tak wielka przyjemność skupiać na sobie te wszystkie mniej lub więcej pożądliwe spojrzenia? Czy warto pierwszemu lepszemu dać choćby szczyptę serdecznej poufałości?
Im bardziej ona bawiła się z innymi, tem ja stawałem się chmurniejszym. I nie mogłem już zdobyć się na wesołość, chociażby ku mnie skierowała swe uśmiechy i swój szczebiot. Zdarzała się wtedy rzecz dziwna: mówiąc ze mną, ta kobieta tak