Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
19
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

ćmiewało swobodny tok myśli, zabijało werwę słowa. Biegły mi za nią oczy tak naturalnie, że chyba przemocą mogłem je oderwać, kiedy to patrzenie stawało się krępującem, lub śmiesznem... Pamiętam też obok wszystkich jej słów, cały akompaniament ruchów, obrotów, gry twarzy, i kiedy przypomnę spędzoną z nią jaką godzinę, nie tylko ją w myśli powtarzam, ale i rysuję. Z owych czasów nigdy nie wraca mi jej postać samotna; widzę ją otoczoną mężczyznami. W grupie, dośrodkowo skupionej, jest jeden, czasem kilku uszczęśliwionych specyalnym względem: z tym najlepiej tańcować, ten zamianowany najdowcipniejszym, tamten znów »najwierniejszym starym