Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
67
ZA BŁĘKITAMI

począł, okręcił szybko dziewczynę wkoło siebie, ujął ją w pół i pocałował we włosy.
— Brawo, brawo, panie Ignacy! — rozlega się zewsząd.
Okszycowi podobał się bardzo manewr Halki: ściga ją wzrokiem i zdaje mu się, że spojrzała na niego przyjaźnie.
Zbliża się teraz do niego gospodyni domu: stara osoba, nieładna, w brązowej sukni, i pyta, dlaczego sąsiad nie tańcuje?
— Tylu jest młodszych, proszę pani.
— Co też pan mówi, panie Stanisławie! pan ma najwyżej trzydzieści dwa lata.
— Trzydzieści pięć!
— Więc cóż z tego? W kawalerskim stanie wszyscy mężczyźni