Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
109
ZA BŁĘKITAMI

tanie: co oni tu robią, zwłaszcza gdy Franio i Halka powstali pośpiesznie, jakby zawstydzeni, że ich złapano na gorącym uczynku — modlitwy.
Skierowano się ku wyjściu zatrzymując się jeszcze tu i owdzie, a gdy opuszczono wnętrze kościelne, uderzyło wszystkich gorąco i jasność dnia: w kościele zdawało się, że już nadszedł wieczór.
Obejrzano jeszcze powierzchownie Zamek, Trybunał, bramę Grodzką i Krakowską, ale pan Stanisław poczuł, że panie dosyć już mają tych oględzin. Uścisnęły serdecznie rękę Okszyca, dziękując i »nie chcąc już nadużywać jego dobroci«.
Nazajutrz pani Marliczowa