Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   78   —

Zdanie pana Sartora poparł pan Kolejko, ale wypowiedzieli się płomiennie przeciw tym ostatnim, a za deputacyą pp. Kotulski, Gzubski i Pasterkowski. Sprawa miała już być poddana pod głosowanie, gdy zdarzył się znowu wypadek zadziwiający, zauważony najprzód przez baczne oko pana Kotulskiego.
Powstał i rzekł:
— Panowie! Losy nam sprzyjają. W chwili gdy mamy postawić krok tak przyszłością brzemienny, wchodzi właśnie na zebranie profesor Dezydery Łokietek! Uczcijmy go przez powstanie!
Powstali wszyscy, ale wywyższony poziom głów tembardziej utrudniał dostrzeżenie sławnego męża, który, na podobieństwo króla swego imiennika odznaczał się maleńkim wzrostem i ogromnym animuszem wojowniczym. Pan Kotulski poszedł do niego, wyłowił go i zaprowadził do stołu prezydyalnego. Radby był, zdawało się, podsunąć mu pod nogi jaki piedestał.
Dopiero teraz huczny poklask przywitał upragniony powrót męża, który był wskazany przez opinię na najwyższe w kraju stanowiska i obecnie jeździł do Petersburga w charakterze pełnomocnego ministra. — Hr. Szafraniec i hr. Kostka, zapisani do głosu, cofnęli się, ustępując kolej nowoprzybyłemu. Niebawem zaczął mówić pan Dezydery Łokietek głosem silnym o rozległej