Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   55   —

żnie tylko bywał o poufnych sprawach powiadomiany. Ale nie wypadało się do tego przyznawać, więc odpowiedział:
— Należę... Może panowie pozwolą herbaty? Mam i wiejską wędlinkę. Podczas gdy dzwonił na pokojowego i zajmował się urządzeniem przyjęcia, namyślał się pośpiesznie nad rolą do odegrania i, z nabytego już doświadczenia, uznał za najstosowniejszą postawę zamaskowanego augura.
— Cóż pan tedy sądzi o deputacyi? — zagadnął znowu Heydenstein.
— O deputacyi?... hm... trzeba jej dać instrukcyę.
— Właśnie — odezwał się magistralnie Szafraniec.
— A czy instrukcya jest już przez was zaprojektowana? — Tak i nie... Może hrabia skosztuje półgęska?
— Uprzejmie dziękuję. Bardzo smacznie wygląda, ale ja na noc boję się.
Szafraniec owszem nie odmówił półgęska.
Pan Apolinary wiedział, że trzeba jednak przyjąć gości czem innem, niż wędliną wiejską, nasycić ich polityczną ciekawość.
— Zdania są podzielone. Według mnie, cel deputacyi powinien być jasno wytknięty, ale trzeba