Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   134   —

rego, zmęczonego żołnierza i na bezbronną a ruchliwą publiczność, nie pytając, kto do jakiego należy obozu. Szedł powiew młody i drażnił osłabionych, a napełniał silnych nadzieją nowego życia.
Pan Apolinary należał kategorycznie do silnych.
— Więc tedy, panie Antoni, gdy zasiądziesz pan w gronie prawodawców, najprzód stan wojenny do dyabła! (wskazał na patrol). To jest punkt pierwszy: musimy być gospodarzami u siebie. No a potem — sam pan wiesz dobrze, czego żądać. Krew z krwi nie może źle dla kraju radzić.
— Bardzo panu dziękuję za okazywane mi zaufanie — rzekł Kostka przechylając się całą postacią naprzód, jakby na sesyi — ale z tą resztą... Naprzykład czy się upierać absolutnie przy żądaniu konstytuanty?
Budzisz zamilkł poważnie, sięgał do wnętrza swej istoty, coś tam porządkował, i wydobył wreszcie na wierzch:
— Z konstytuantą można się tymczasem wstrzymać.
Posłyszawszy zdanie umiarkowane, Kostka się orzeźwił:
— Jeżeli tak, to łatwiej pójdzie.
Jednak pan Apolinary nie był kameleonem politycznym. Gdy się zmieniał, to tylko po wierzchu, dla taktyki i upatrzenia chwili. Gdyby koniecznie przyszło określić jego odcień, trzebaby wynaleźć