Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   97   —

— Gadał, że miał zatarg z narodowcami.
— Jaki zatarg?
— W fabryce Baryczki. Podobno go nawet poturbowali.
— Właśnie ogłosiłem bojkot fabryki Baryczki.
— A to stara, porządna firma — odezwała się Ola głosem miększym.
— To niech się solidaryzuje! — odfuknął Demel. — Niech mu tylko do głowy nie strzeli zamknąć budę, bo będzie źle!
— A Leichtfeder i Sobirajer zamknęli?
— Udowodnili rachunkami bankructwo. Wytłómaczyli się przed nami osobiście.
Demel położył się znowu na kanapie i przymknął oczy. Ale po chwili znowu zapytał Oli:
— Czy wzięli zaraz do składania?
— Wezmą dopiero. Składają we dwóch artykuł o szpiclach narodowych.
— Trzebaby raz jeszcze przekonać ustnie dozorcę warsztatów u Baryczki.
A kto pójdzie?
— Poszedłbym, ale nie spałem całą noc. Jestem miękki. Niech idzie Szmul Krótki. Albo lepiej Piętak. Zaraz im powiem.
Demel już się wybierał, ale wstrzymała go towarzyszka.
— Poczekaj. Ja spałam w nocy, ja pobiegnę. Obu widziałam przed chwilą.