Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   72   —

glądów ogólniejszych, Apolinary chciał się upewnić przynajmniej co do szczegółów.
— Na twoją odpowiedzialność, bracie Hieronimie, przywożę Kazimierza do Chmary.
— Jaź mam prawo wprowadzić dwóch gości. Taki już zwyczaj przyjęto u nas na zebraniach.
— Ale tym razem goście z Korony.
— Wszystko jedno — moi goście.
Postać i ton pana Hieronima wzbudzały zaufanie, że działa pewnikiem i nie jest zdolny popełnić nieprzyzwoitości.
— Czy dom Chmary familijny? Są i kobiety?
— Jest sama, są dwie córki, i jest druga Chmarzyna, z domu Sołomerecka.
— A to kto taki?
— Bratowa. Piękna bardzo.
— Nie zaszkodzi zobaczyć — rzekł pan Apolinary, zacierając ręce.
Od strony stajni ukazał się starożytnego wzoru »szaraban«, zaprzężony w czwórkę koni. Okrążył wolno pół dziedzińca i stanął w pobliżu podjazdu pod cieniem wielkich kasztanów.
Wkrótce ujrzano w głównych drzwiach dworu panie domowe, za niemi Kazimierza. Aldona była w płaszczu i kapeluszu, pani Budziszowa z odkrytą głową i w luźnych szatach codziennych.