Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




IV.

Ludzie, mieszkający nad takiem jeziorem, jak Wiszuńskie, nasiąkają błękitem: mają nad czem się zadumać, gdzie puścić w dal swe instynkty kontemplacyjne. A kiedy życie, które i tu zbliża się swym zgiełkiem, walką i targowiskiem, zamąci im na chwilę spokój, wracają nad swe jezioro po samotne odpocznienie.
Żywym przykładem takiego usposobienia był Hieronim Budzisz. Urodzony tutaj, domator zawołany, agronom nie postępowy, mieszkał w Wiszunach od lat pięćdziesięciu kilku, biorąc zaledwie platoniczny udział w niecierpliwych ruchach swej epoki. Słuchał i czytał, nie kwapiąc się, zbierał liczne spostrzeżenia, ale rzadko je komu objawiał słowem lub pismem. Gadał obszernie tylko ze swem jeziorem, widocznem zewsząd w cudnych przemianach swych zarysów i oświetleń: z okien wysokiego dworu i z pól wzgórzystych.
Inaczej zapatrywała się na jezioro i na świat małżonka Hieronima, pani Antonina