Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   392   —

— Ale nie o treści, bo rozmawialiśmy zupełnie sami. Chmara mi oświadczył, że wierzyciele wezmą Auszrę najdalej na wiosnę przyszłego roku, jeżeli...
— Jakto?! — zawołał Kazimierz oburzony — śmiał stawiać swoje bezecne warunki poprzednie?!
— O, nie! on jest zawsze dobroczynny i przezorny. Przedstawiał nową kombinacyę. Najgorszy dług, ten ostatni, zaciągnięty przez... jego brata, chce przejąć na siebie księżna Zasławska. Chce mi pożyczyć pieniędzy.
— A pani co na to?
— Nie przyjęłam.
— To dobrze — rozpromienił się Kazimierz — my z tymi ludźmi nie możemy mieć nic wspólnego.
Ale zasępił się znowu.
— Ja także muszę wyznać, że bogaczem nie jestem. Daleko nawet do tego. Mam pensyę od ojca, mam zapewniony znaczny kredyt na przędzalnię w Królestwie. Teraz, gdy tej przędzalni budować tam nie będę, nie wiem, ile mi się uda zebrać na nowe zamiary... Powinienem był powiedzieć to wczoraj, a mówię dopiero dzisiaj.
— To znaczy?... — spytała Krystyna, blednąc.
— Znaczy, że mam dla zbudowania przyszłości tylko chęci i siły, że nie zdołam może