Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   380   —

zajrzała mu w oczy z nietajoną wdzięcznością:
— Tak, tak, panie, tego jednego my już nie przerobimy.
Ociągała się szlachta przy uczcie, choć już wyczerpano z wysiłkiem porządek dań. Ale stały na stole wety rozliczne, i bez przerwy zmieniały się butelki. Dźwięki walca z sąsiedniego salonu poruszyły wreszcie biesiadników od stołu. Wielu jednak mężczyzn przyjęło sygnał powstania z żałosnym pomrukiem, więc pan Hieronim, chociaż powstał, zapraszał dobrodusznie:
— Komu wola zostać tutaj, niech i zostaje. U nas bez fanaberyi: dom i co w nim jest, na wasze usługi, kochani.
Rozkrzyżował ręce, błogosławiące bez różnicy wszelkie chęci miłych gości.
Więc pan Apolinary zmienił tylko miejsce i przysiadł się do Jana Miłaknisa, aby w oparach węgrzyna tem łatwiej obrobić z ludowcem kwestyę litewską.
I kilku innych statystów skupiło się w grupę gwarną, z węgierska po litewsku myślącą.
Kazimierz przeszedł z Krystyną do salonu, gdzie Stanisław Kmita, jak z dziennika mód wycięły, rozpoczynał tańce w parze z narzeczoną.
— Czy pani będzie tańcowała? — zapytał Kazimierz.