Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   352   —

— Ha, moje dziecko! w kilku słowach nie potrafię streścić praktycznego programu. Działać zbiorowo, normalnie, jak w krajach szczęśliwszych — niezmiernie trudno. Pozostaje jedno...
— Spiskować?... — wtrąciła żywo Krystyna, błysnąwszy oczyma, jak do jakiejś zbliżającej się roskoszy.
Ksiądz uśmiechnął się i przydługo zwlekał z odpowiedzią, wpatrując się w swą dorosłą uczennicę.
— Tak, spiskować... w Chrystusie. Doskonalić się, być najlepszymi ludźmi w tym kraju, świecić przykładem, pociągać ku sobie bliźnich wszelkiego pochodzenia, na miłowaniu budować gmach przyszłości.
Nikt nie zaprzeczył, ale nikt już nie podtrzymał rozmowy, wchodzącej na takie szczyty.
Poczęto przeglądać bibliotekę, którą ksiądz Wyrwicz pokazywał z pedanteryą miłośnika książek. Ale Kazimierz nie dość był czuły na takie odcienie, że to pierwsze wydanie, albo rzadka drukarnia, albo druk ozdobny. Ksiądz Antoni zaś ulegał tej słabości.
— Gdy pan dojdzie do moich lat, pozna, jaki to przyjemny towarzysz książka piękna, miła oku, zdobyta po długich poszukiwaniach. Choć treść znasz na pamięć, powracasz do ulubionego tomu, jak do przyjaciela, który