Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   343   —

— I dlatego nikt nie dzierżawi;? Widzę, że trzeba kupować tu dwory, zamieszkałe przez duchy; muszą być tanie, a bywają cudowne — rzekł żartobliwie Kazimierz.
Ale Krystyna z żartu wyłowiła inną intencyę:
— Czy pan szuka ziemi do nabycia na Litwie?
— Bardzobym pragnął tu osiąść, tylko jeszcze cała przyszłość jest w stanie wrzenia.
Wyraz »przyszłość« zamykał im usta, lecz oczy napełniał ogniem.
— A gdzie ksiądz Wyrwicz? — odezwał się znowu Kazimierz — czy wie o moim przyjeździe?
— Wie oddawna.
— Oddawna?
— Mówiłam mu, że zapraszałam tu pana. Tu są przecie duże zbiory lnu. Zobaczy pan, ile tego moczy się w jeziorze.
— Prawda! nie otrzymałem i tego listu pani, bom dawno wyjechał z Ziembowa. Więc pani i o lnie myślała... Ja zaś przyjechałem bez zaproszenia — szukałem, szukałem — i znalazłem.
— To już jest... jak się to nazywa?... telepatya! Czuł pan, że go zapraszam.
— A pani czuła... listy ode mnie?
— Czułam... ale gorliwie mi przeszkadzano.
— Teraz już chyba nikt przeszkodzić nie zdoła, abyśmy sobie ufali i połączyli nasze