Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   341   —

widocznie przejmowano ich korespondencyę na stacyach prowincyonalnych litewskich. Dowiedziała się więc tu dopiero Krystyna, że Kazimierz nie przestał myśleć o jej interesach, że zamówił technika leśnego na koniec listopada; że przemyśla o budowaniu przędzalni nie w Ziembowie, lecz gdzieś na Litwie. A Kazimierz pierwszy raz tu usłyszał naprzykład o pułkowniku Chmarze i jego odrzuconych staraniach! Te wszystkie wiadomości składały jakiś nienazwany, a jednak jaśniejący w półświadomości młodych wniosek, jakieś zbliżanie się szczęścia, niby wigilię wielkiego święta serc, radosną częstokroć, jak samo święto. Wzmogła się między nimi ciepła, rozhulana zażyłość; mówili śpiesznie, pełni wesela, nie licząc się ze słowami.
— Więc ja nie wyszłam za pułkownika, a pan nie zaręczył się z Aldoną Budziszówną — bo i o takim projekcie tu opowiadano...
— Był projekt — śmiał się serdecznie Kazimierz — tylko nie mój, ale wuja Apolinarego Budzisza. Żeby pani wiedziała, com ja wycierpiał przez tę pannę Aldonę, która Bogu ducha winna, a serce Kmicie! Pan Apolinary zaregestrował konieczność mego małżeństwa z nią do swego programu politycznego, a gdy on co wymyśli, to rzecz niełatwa wybić mu