Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   251   —

łosne wieści z Warszawy o rozłamie w łonie swego stronnictwa. Serce mu się ściska od klęsk publicznych. Przy komplikacyi zmęczenia podróżą i lekkiego podniecenia winem, serce ścisnęło się tym razem gwałtowniej, no i... mogło być źle, dobrodzieju mój. Ale silna konstytucya i dobra krew wybawiły go. Innym powodem wzmożonego popędu do działań był dla Budzisza ten, że go Kazimierz wyprzedzał ciągle w poznawaniu Litwy i jej potrzeb. Gdziekolwiek ruszą się razem, czy w Wiszunach, czy w Rarogach, czy w Wilnie, Kazimierz sprząta mu z przed nosa to efekt oratorski, to pomysł, to znajomość pożyteczną. A przecie on, Budzisz, jest zawodowym działaczem, a Kazik czem? — najlepszym chłopcem, ale młodzieniaszkiem i kandydatem na przemysłowca. Obca była panu Apolinaremu zawiść — i to jeszcze względem syna pana Jana! — ale obawiał się, aby Kazimierz w sprawach publicznych nie pobłądził...
Taką samą obawę co do działań wuja zaczynał mieć Rokszycki. Wuj bowiem od chwili wyzdrowienia miewał długie konszachty z Tytusem Pasterkowskim i z innymi, także z redakcyami dzienników. Ukazał się w jednym z nich krótki i lapidarny artykuł, podpisany »Bu«, o potrzebie stworzenia »związku obrony języka polskiego« w przeciwstawieniu do litewskiej »Sajunga«. Pan Apolinary przepadał