Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   132   —

w pościgu zamieszanie. Lutnia dopadła aż do nóg Krystyny, stanęła i spojrzała jej w oczy, żałośnie skomląc, niby z zapytaniem, gdzie lis. Ujadanie przycichło, psy kręciły się rozpaczliwie w różnych kierunkach, żaląc się, odrywając łby od ziemi, zdumione, że trop straciły. Aż na miejscu, gdzie uprzednio zobaczyła Krystyna lisa, rozległ się lament nieutulony:
— Aj, jaj, jaj, jaj, jaj, jaj, jaj...
I czarną błyskawicą przemknęło na prawo ścigłe ciało wytrawnej suki. Poprawiła Piskla.
— Tu, tu! — potwierdził rozkazującym basem Organ, rzucając się w ślad na prawo.
W mgnieniu oka zawrócone, ściągnięte w jeden kłąb, rozegrane ponownie, puściły się wszystkie psy poprawionym śladem. I buchnęła pieśń pościgu pełna, zgodna z wtórującym lasem.
Pośród pieśni nagle, głucho stęknął bór. Gon wzmógł się jeszcze, trwał przez minutę, ale powoli zapadał się przepastnie w ciszę. I pochłonęła go cisza.
— Zabity — rzekł ponuro Kazimierz do Krystyny, łamiąc strzelbę i wyjmując ładunki.
— Ale nie przez nas! — odpowiedziała żałośnie.
Spojrzeli na siebie. Hyli oboje bardzo bladzi, wyczerpani przez silne wzruszenie, zawiedzeni w swych łowieckich ambicyach. Patrzyli