Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




IX.

Fale życia, chociaż tak gorące i barwne na Rivierze, są przecie nadzwyczaj równe: strój ranny i wieczorny, uczta i gra, dzień i noc, szafir i księżycowy błękit, kołyszą się w ściśle określonych granicach odchylenia, w atmosferze nasyconej durem upajającym. Bywają jednak nadzwyczajne wypadki w tem życiu. Nie to, że umrze czasem jaka młoda suchotnica w Mentonie, lekko, żegnając blademi oczyma świat błękitny. Nie to, że ktoś się zgra do szczętu i w łeb sobie strzeli. Nie to, że jakaś większa dusza, zabłąkana tutaj, trochę się zapomni, trochą się zaszarga i spodleje. To są wypadki pospolite, mieszczańskie, o których nie wspomina żadna nicejska gazeta, nikt nie mówi, nikt nie słyszy. Ale zdarzają się wypadki w prawdziwem wyższem towarzystwie, prujące monotonię fali jasną smugą; o tych się mówi, pisze, drukuje, o tych warto złożyć dokładną kronikę.
Do takich wypadków należała uczta, dana