Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   62   —

czasem nad morze. Tam omacał kieszenie i znalazł jeszcze bilet na tysiąc franków w kamizelce. Ta waryatka Fernanda przegrywa zawsze, więc po co jej dawać za dużo?... Ale jaka misterna kobieta! Pierwszy raz ją widział dzisiaj u autentycznie uczciwych ludzi... Jak ona umie stosować się do otoczenia!
Na tarasie od morza było stanowczo za gorąco, a szczególnie blaski i natężone barwy tak raziły oczy, że Jerzy poszedł szukać po mieście jakichś ciekawości, gdyż do sali gry nie chciał teraz wchodzić.
O kilkadziesiąt kroków pod górę, przy bulwarze palmowym, który już znal na pamięć, spostrzegł napis: »Wystawa obrazów«. Wszedł do rotundy, ale wkrótce ją opuścił: było tam kilkadziesiąt malowideł dekoracyjnych, bez wartości. Zlustrował następnie wystawy sklepowe przy nielicznych ulicach mniej więcej poziomych na płaskowzgórzu montekarlijskiem. Dalsze uliczki, prowadzące pod górę, przypominały włoskie miasta; czystsze znacznie, ale bez indywidualności, bez życia. Miasto w tej porze dnia wyglądało puste; zaledwie gdzieniegdzie zdążał ktoś szybkim krokiem do Kasyna lub powolnym, zniechęconym, w stronę przeciwną. Kilka kobiet spotkał, nie mogąc sobie zdać sprawy, do jakiej należą klasy; wszystkie miały wspólną cechę niepokoju.
Wracał już po raz drugi do tych samych wystaw sklepowych, w których właściwie były tylko