Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   440   —

moje odpowiedzi pokazuje. To hamuje trochę... ale jak wysoko ją stawia w mej opinii!
— Tak, Romciu, będziesz miał idealną żonę.
— Chciałem właśnie powiedzieć, że na żony należy inne brać kobiety, niż... naprzykład wszystkie te kobiety Jerzego. To błyskotliwe, upajające, ale, zamiast pomocy w życiu, tylko troska i niebezpieczeństwo.
Panna Paulina nie mogła być innego zdania; jednak wtrąciła niepewnie:
— Masz zupełną słuszność, ale znowu Jerzy... Są ludzie na świecie, którzy koniecznie potrzebują rozkoszy.
— Któż jej nie potrzebuje, ciociu? Ale trzeba ją umieć znaleźć w zupełnym spokoju sumienia i zgodzie z zasadami.
— Święta prawda, Romciu. Ty rzeczywiście stworzony jesteś na głowę naszej rodziny.
— Czuję w sobie to powołanie, i Ewa to rozumie.
Ścieżka dochodziła do młyńskiego stawu i szła dalej groblą, której stok od strony wody ogarnęła gęsta leszczyna. Wybujałe gałęzie głaskały pochlebnie po ubraniu przechodzące pałacowe towarzystwo. Gdy doszli do młyna, wesoły szum wody i trajkotanie żaren zajęło wszystkich i zatrzymało. Ktoś też zaproponował, aby poczekać na Jerzego i Estellę, którzy szli w ostatniej parze i nie wynurzyli się jeszcze z zakrętu drogi, ocienionego leszczyną. Tymczasem paru młynar-