Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   435   —

Więc projekt dojrzał tylko. Porozumiewać się obecnie o posagu, o spadku po mnie — byłoby niesmacznie. Nie doznasz tu zawodów, mój panie... zięciu. Muszę jednak cię uprzedzić, że ta dziewczyna jest mojem prawdziwem bogactwem, o które dbam więcej, niż o cały majątek.
— Któżby tego nie rozumiał, kochany stryju!
— Wystrzegałem się wogóle gorących przywiązań, ale Estella stanowi wyjątek: jest całem szczęściem mego późnego wieku. Dbam więc o to bardzo, aby była szczęśliwa.
— Wszystkie starania, stryju, jakie są w mojej mocy...
— Kochany Jerzy! zapewnienia na daleką przyszłość są wogóle kruche. Ale ludzie rozumni dobrze obliczają przyszłość i wnioskują o niej trafnie. Więc zabierając się do jakiegoś zawodu, czy nowego życia, można się obliczyć. Naprzykład trzeba będzie trzymać się Estelli bardzo wyłącznie. To kobieta dumna i burzliwa — urwać się może łatwo z rozluźnionego łańcucha. A pragnę dla niej spokojnego życia... No — i tobie nie byłoby przyjemne...
— Zdaje mi się, stryju, że nic nie stanie na zawadzie najściślejszemu między nami porozumieniu.
— Mam nadzieję. Zastrzegam jeszcze jedno: pragnę widywać córkę często.
— I ona mówi zawsze o tem. Ja zaś serdecznie chcę tego samego.