Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   407   —

— Niepodobna, ciociu, mierzyć wszystkich naszą miarą.
— Jednak, kiedy ta panna myśli o wstąpieniu do naszej rodziny, musi być do nas jakoś dobrana.
— Jest przecie córką stryja; nawet podobna do niego.
— Gdzie tam podobna! Zupełnie obca jakaś... Ja zupełnie inaczej wyobrażałam sobie żonę dla Jerzego.
Terenia spoważniała i zaczęła rozwijać przed ciotką swe konsyderacye:
— To dopiero projekt. Zobaczymy, jak się sobie spodobają, a następnie... zobaczymy wiele jeszcze rzeczy. Dotąd papa nie mówił zupełnie otwarcie ze stryjem. Ale za to stryj nie mówi nic takiego, coby było w sprzeczności z tym projektem. Owszem... Wie, ciocia, ile stryj ma majątku?
— No, naprzykład?
— Osiem do dziesięciu milionów franków!
— Ee, czyż tyle?
— Z pewnością. A jedyną po nim spadkobierczynią jest Estella. To niby wzgląd mniej idealny, jednak poważny. Dlaczegóżby te miliony miały pójść gdzie na bok, do Francyi, a nie pozostać w rodzinie? — A przytem «z Dubieńskich Dubieńska» — i to coś warte. Naturalnie, jeżeliby panna była ułomna, albo ze złymi instynktami... Ale to przecie śliczne dziecko, trochę