Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   382   —

stwo musiało zatem z niemą powagą przyglądać się, jak opuszczono ze statku schody, jak Jerzy zręcznie wdrapał się na pokład i przepadł w zagadkowych głębiach jachtu. Jednocześnie dostrzegli lekki dymek wznoszący się z małego kominka, nie z wielkiej rury od motoru: zapewne w kuchni gotowano śniadanie.
Władzio przełknął ślinę i poczuł głód.
— Chodźmy stąd — rzekł: nic nie wskóramy, a lepiej, żeby nas tu nikt nie zobaczył przyglądających się pływającemu zdala od nas stryjowi.
Uwaga była trafna, choć zbyt jaskrawo wypowiedziana.