Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   244   —

i dyskusyami z p. Oleskim; poważna Roma wywierała swój wpływ kojący na tę wrażliwą naturę. Nie zapomniałam jednak o Rzymie naszym, chrześcijańskim, o wpływach wyższych i uświęcających. Za trzy dni mamy zostać przyjęci przez Ojca Swiętego w audyencyi partykularnej, w liczbie ośmiu osób z najlepszego towarzystwa. Nie piszę o emocyach osobistych, które przebywam, o tem, co sobie po audyencyi obiecuję. Pan Bóg nas skierował do Rzymu (za pośrednictwem najdroższego papy), Pan Bóg wie także, co z tego będzie. Ale ja nie wiem, bo dzisiaj właśnie, i to jest moją boleścią i skargą, dzisiaj, najniespodziewaniej Jerzy uciekł nam do Nizzy! Czy prosty kaprys poety, czy gorsze jakieś wpływy kobiece wyrwały mi z rąk tę duszę, którą już, już sądziłam, że przyprowadzę do równowagi i do naszego gniazda? Stało się to nagle, przed paru godzinami. Jestem w rozpaczy.
»Już z Nizzy pisałam papie o jednej kobiecie groźnej dla Jerzego, hrabinie S. Obawiam się, że to po prostu jej intryga. Jest to aż nadto prawdopodobne, a jak opłakane! Przedewszystkiem dla Jerzego. Pewne dary natury są tak niebezpieczne! Ale i dla mnie jaki zawód! Quel dépit d’échouer, après avoir dépensé tant d’ardeur et, j’ose le dire, de finesse! Co teraz mamy czynić, kochany papo? Wracać, czy jeszcze próbować?
»Zaraz po audyencyi wyjedziemy z Rzymu; w Nizzy być jeszcze musimy dla niektórych rze-