Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   191   —

— Znam go nieźle, ale nie wiem, czy mój komentarz przypadnie państwu do smaku.
— Potrafi go pan do nas zastosować.
— Mój komentarz nie jest bardzo podatny do zastosowań; mówię zawsze to, co wiem, lub to, w co wierzę.
Po wymianie kilku zdań podobnych, stanęło na tem, że Fabiusz pokaże towarzystwu Forum i Watykan.
W tej chwili margrabia d’Anjorrant powrócił z żoną do hotelu i przywitał się z Oleskimi. Rzekł do pani Anny:
— Nareszcie ukazała się pani! Myślałem, że państwo powędrowali gdzieś w głąb kraju. Nie widać was ani tutaj, ani w operze, gdzież więc się gnieździcie?
— Pierwszy raz jestem w Rzymie. Zaczęłam dopiero zwiedzać.
— Ach! pani ogląda podług Baedeckera. Przypomina mi to rzewne chwile mego dzieciństwa: program na dwa tygodnie — dzień pierwszy: — informacye ogólne — piazza del Popolo — cztery kościoły jeden pałac przejażdżka do willi Medyceuszów — panorama z belwederu — 50 centymów na piwo. Po kilku dniach takiego życia marmury i farba olejna ciążą na żołądku, jakby się ich sporo połknęło, a nogi się ma podcięte, jak po... konnem polowaniu co najmniej. Ja dawno porzuciłem ten system zwiedzania miast. Staram się żyć wszędzie po swojemu. Potrącam