Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   146   —

— Cóż mam dalej powiedzieć?... Towarzystwo dziwnie pomieszane. Książęta krwi i pan Ciampi... Także księżna Kobryńska nie podobała mi się. Zachowuje się dwuznacznie ze mną: zna mnie od dawna, a powiedziała wczoraj księciu Filipowi starszemu, że nie pamięta, jak się nazywam.
— Możemy ją podarować księciu Filipowi.
— Nie przyjmie! zaśmiała się pani Oleska, pokazując ząbki wesołe, niepozbawione jednak kobiecego okrucieństwa.
— Któż więcej ci się nie podobał? Wyznaję, że wolę ten gatunek.
— Z kobiet jedna, która podobać się musi, bo jest bardzo piękna, ale jakoś mi strasznie zagadkowo wygląda, to pani de Sertonville.
— Pani de Sertonville była na jachcie?!
— Była. Cóż z tego?
— Przed tą muszę cię ostrzedz stanowczo. Jest to kobieta najgorszych obyczajów.
Fabiusz tego powiedzieć nie mógł bez gruntownego przekonania. Pani Anna spoważniała:
— Widzisz, jak tu trzeba być ostrożną!
— Jak tu trzeba być ostrożną, — powtórzył Fabiusz.
— To jest, że źle uczyniłam, przyjmując zaproszenie d’Anjorrant’a.
— Najdroższa! Nie możesz uczynić źle, tylko zło może za blizko znaleźć się ciebie.
Pani Anna wzruszona podała Fabiuszowi rękę.
W tej chwili weszła służąca: