Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   93   —

ciaż znał dużo lepiej od nich historyę sztuki i smak miał niepospolicie wyrobiony. Podkreślił mimochodem wszystkie ładne szczegóły mieszkania, w którem się znajdował.
— Te dwa krajobrazy w salonie czy są Norblina?
— Tak — odpowiedziała pani Hellowa — Norblin malował je dla mego pradziada.
Andrzej pochylił się, jakby przejęty uszanowaniem.
— Aa — tem są cenniejsze. Mamy podobne w Warze, ale mniej piękne.
— Ten War musi być wspaniały? Słyszałam wiele o nim? Czy prawda, że są tam zwodzone mosty, i baszty ze strzelnicami, i trębacze zamkowi?
— Są tam różne staroświecczyzny, niektóre ładne. Panna Marya powiedziała mi w Ostendzie, że War wyobraża sobie gdzieś na granicy Turcyi. Pewno nie pani Wadowska nauczyła tej geografii, ale jest w tem coś prawdziwego. Ja uciekam z Waru, skoro niema polowań.
Manewrował tak, aby wszystkim i każdej z osobna powiedzieć coś uprzejmego. Wtem drzwi otworzono na rozścież i ukazał się Helle. Nie przyszło mu do głowy przepraszać, że się spóźnił, było to bowiem dla niego normalne.
Nie jadł tego, co wszyscy: podano mu osobną jakąś potrawę i przyniesiono dużą szklankę piwa z beczki. Zaraz rozmowa upadła, bo, mimo uroku, który Andrzej wywierał na panie, wszystkie trzy