Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   64   —

Lustrował tedy pan Norbert salę jadalną, do której mieli wejść zaraz myśliwi na przekąskę, i kazał przysłonić trochę z góry firanki, aby rzucić cień na wiszących pod sufitem antenatów, a oświetlić rozłożone na bufetach familijne srebra. Lustrował salon główny, skąd polecił wynieść zbyt pospolite kwiaty, ustawione tam przez panią Zawiejską. Lustrował bibliotekę, aby na stołach i w pierwszym rzędzie szaf były same dzieła doborowe, pięknie oprawne i w dobrym duchu, co już zresztą uprzednio doprowadził do doskonałości. Zajrzał do pokojów gościnnych i przekonał się, że i tam oko mogło czasem mile spocząć na jakimś szczątku dawnej sławy Zawiejskich. I doszedł wreszcie do kulminacyjnego punktu swej lustracyi, do obejrzenia żony, która najbardziej go niepokoiła wobec zbliżania się chwil uroczystych.
Pani Zawiejska, chociaż Wiśniowiecka z domu (o pokrewieństwie jej z królem świadczył tylko portret Michała Korybuta, zawieszony w pokaźnem miejscu w salonie) nie była zupełnie na wysokości społecznych poglądów pana Norberta. Natury biernej i potulnej, bez ambicyi, starała się wyczuwać intencye, ogarniać pomysły swego małżonka, ale przychodziło jej to bardzo trudno. Pan Norbert przestał ją nawet ewangelizować, zniechęcony brakiem w niej talentu, ale były okazye, w których musiał dawać instrukcye, zastosowane do okoliczności. Pani Michalina bała się męża, bała się star-