Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   332   —

słonecznym; pod wielkiemi drzewami blado było i coraz ciemniej. Aż wydało się Halszce, że mimo zmroku, cień jej postępuje obok niej i miga po zwartych drzewach przy jej drodze. Zatrzymała się i cień zatrzymał się w gęstwinie o kilkanaście kroków. Choć ją przeszło mrowie, odwróciła się twarzą do przywidzenia i ująwszy mocno szpicrutę, odezwała się:
— Kto tam?
Nikt nie odpowiedział, bo nikogo nie było w tej części parku.
Halszka poszła miarowym krokiem ku domowi, chcąc dowieść samej sobie, że się nie boi.
Tego samego dnia i godziny, w Warszawie, Jan Dołęga po przeczytaniu listu, poczuł śmiertelne znużenie — i zasnął.