Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   287   —

— Panie prezesie... litera C2... 3... C4, to pawilon księcia X. ze Szląska. Obiecaliśmy mu...
— A! skoro księcia, to ustępuję i swój zabieram. Nie wiedziałem, że i w przemyśle książęta są na to, aby porządnym firmom w drogę włazić.
— Nigdy tego nie dopuścimy. Niech pan prezes pozwoli ze mną na plac.
Poszli na miejsce, gdzie wznoszono pawilony C5 i C4. Okazało się, że do pawilonu książęcego dostawiano odnogę, którą łatwo można było przestawić w stronę przeciwną. Zawiejski natychmiast zarządził tę zmianę z narażeniem się na skargę drugiego sąsiada, C3, który był mniej potężnem książątkiem żelaza.
— Dziękuję panu... do widzenia — rzekł Helle, wstrząsając potężnie ręką Zawiejskiego.
— A czy pan prezes będzie dzisiaj na posiedzeniu naszem redakcyjnem? — przypomniał jeszcze Hektor. — O piątej, właśnie dość czasu przed obiadem.
— Nie będę. Zaledwie kilka numerów... zobaczę, jak to poprowadzicie. Niech się pismo trochę rozwinie, a wtedy będę miał parę rzeczy do wskazania. I dzisiaj zresztą zastąpi mnie tam Krupkowski, z którym już mówiłem, a który potem zda mi relacyę wieczorem. Może i pan do nas zajdzie?
— Aa... tak... właśnie dzisiaj mam zaszczyt... to jest dostałem zaproszenie od pani prezesowej na obiad.
Helle zaśmiał się: