Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   235   —

kiem, żeby go ogólnie kochano. Usłużny, przedsiębiorczy, pilnował swych interesów, ale i dla drugich był zdolny do lekkich poświęceń. Wszystkich znał, każdego cenił i szanował.
Ten pomocnik był dla Andrzeja nieoszacowany w dzisiejszem zajęciu podejmowania dostojnego gościa. Jakoż Gniński, opowiedział Zellerowi, choć niedokładnie, o wielkości terytoryum Waru, o historyi zamku, i pokazał kierunek projektowanych szos. Gniński, stojąc obok Zellera na stanowisku ustąpił mu strzału do ogromnego odyńca. I jeszcze Gniński dodał komentarz, gdy, przy powrocie myśliwych do Waru, zabrzmiała stara pobudka:

Marsz moje serce!
W pobudkę biją,
Strzelaj mordercę
A chwal Maryą —
Boś u Maryi
Towarzyszem w regimencie.
Podaj się ty Jej
W opiekę święcie...

— To jest, panie hrabio, fanfara zamkowa z siedemnastego wieku; napół fanfara, napół modlitwa, niezupełnie już dzisiaj zrozumiała, ani zastosowana do naszych zwyczajów, ale nie bez wdzięku.
— Oui, très chic — rzekł Zeller.
I słuchał dalszych zwrotek.